poniedziałek, 21 maja 2018

(nie)Kocie opowiastki #4 O tym jak zostałam luzakiem

 Wiem, że ostatnio seria, która miała opowiadać o zabawnych sytuacjach z moim kotem w roli głównej, przekształciła się w serię o moich życiowych porażkach. Postanowiłam to zmienić, a mianowicie dzisiaj napiszę nie o mnie, lecz o mojej przyjaciółce, która w kwestii bycia życiową amebą prawie mi dorównuje.
 W ten weekend byłam jej luzakiem (czyt. plebsem na posyłki) na zawodach skokowych. Za nim powiem więcej, wspomnę, że to były jej pierwsze zawody po przerwie, co nie zmienia faktu, iż jej koń wygrywał kiedyś znacznie wyższe konkursy (ale oczywiście nie pod nią). W pierwszym przejeździe prawie spadła z konia na okser, a kiedy jej się to nie udało, postanowiła zrobić to na pojedynczej przeszkodzie. Swoją drogą upadek wyglądał naprawdę świetnie, przez chwilę myślałam nawet, że zdołała rozwalić stojak. Drugi przejazd w tej samej kategorii ukończyła ze sporą ilością punktów karnych, ale przynajmniej ukończyła (nie to co ja). Za to w trzecim przejeździe w wyższej kategorii dostała eliminacje za trzy wyłamania.
 Tak zakończył się pierwszy dzień zmagań, lecz na szczęście (w przeciwieństwie do mnie) ona miała następny dzień na poprawę. Drugiego dnia miała 6 miejsce w niższej kategorii i w wyższej jedną zrzutkę, ale ukończyła bez problemu. Oczywiście udało jej się to zrobić przede wszystkim dzięki najlepszemu luzakowi.

piątek, 18 maja 2018

(nie)Kocie opowiastki #3 O tym jak wpadłam w przeszkodę na swoich pierwszych zawodach

 Założę się, że większość z was uprawia jakiś sport, mniej lub bardziej profesjonalnie. Mnie można umieścić gdzieś pośrodku tego podziału.
 Na początku maja brałam udział w swoich pierwszych zawodach skokowych razem z dzierżawioną przeze mnie klaczą. Startowałam w najniższej kategorii, jednak mimo tego stresowałam się jakbym co najmniej grand prix miała jechać. Na szczęście pierwszego dnia wszystko poszło z godnie z planem (czyt. przejechałam wszystkie przeszkody) i chcąc kontynuować swoje sukcesy, na następny dzień zapisałam się na wyższą kategorię. Jak się niebawem okazało, nie była to decyzja mojego życia. Cala sparaliżowana przejechałam pierwsze trzy przeszkody, po czym dosłownie pokonałam czwartą, a raczej my pokonałyśmy, ponieważ moja klacz miała w tym też połowę swojego udziału (ona staranowała przednią cześć oksera*, a ja ześlizgnęłam się z jej szyi na to, co z niego pozostało). Cóż, przynajmniej mój przejazd był bardzo oryginalny i wyróżnił się na tle innych, w końcu tyle osób przejeżdża na czysto, ale tylko ja zdemolowałam przeszkodę w tak pięknym stylu. Po za tym później dużo osób miało zrzutki i wyłamania na tej przeszkodzie. Ja po prostu od razu wiedziałam, że z nią jest coś nie tak i poświeciłam swój honor i dumę dla dobra reszty zawodników.
 Pomimo tej całej porażki jestem zadowolona z tych zawodów. Zamierzam wyciągnąć z tego konkretne wnioski i następnym razem porządniej zdemoluje przeszkodę, która stanowi zagrożenie dla zawodników.
*Okser - w jeździeckich skokach przez przeszkody przeszkoda przenośna złożona, składająca się z dwóch stacjonat o zasadniczo tej samej wysokości (pierwsza powinna być o kilka centymetrów niższa, aby przeszkoda była widoczna dla konia)*
*Definicja zaczerpnięta z Wikipedii.  
Tylko dziunia jest chyba odrobinę zażenowana posiadaniem takiego człowieka jak ja.

poniedziałek, 9 kwietnia 2018

(nie)Kocie opowiastki #2 O tym jakim jestem przegrywem nawet podczas snu

 Większość z nas, zapytana o to, czy chrapie, zacznie gorączkowo zaprzeczać i tłumaczyć się na różne, czasem nielogiczne sposoby osobom, które rzekomo były świadkami owego zjawiska. Cóż jednak poradzić, gdy wspomnianym świadkiem jest cała twoja klasa, włączając w to nauczycielkę od techniki?
 Najlepiej będzie, jeśli zacznę od początku. Podczas ostatniego weekendu nie miałam zbyt wiele czasu na odpoczynek, ponieważ większość zajął mi dwudniowy rajd konny. Wiecie, cały dzień w siodle, a potem siedzenie do nocy i plotkowanie, albo rozmowy na dziwne tematy. Nie dość, że wykluczyło to możliwość cotygodniowej regeneracji many (inaczej energii życiowej, jak kto woli), to jeszcze zużyło jej resztki zarezerwowane na wyjątkowe sytuacje (czyt. wyjątkowo nudne lekcje). Wszystko to doprowadziło mnie do dość nieprzyjemnej, ale zapewne wielce zabawnej dla innych (jak to zwykle bywa) sytuacji. Zasnęłam na technice, co wcale nie byłoby takie straszne, w końcu nierzadko mi się to zdarza, lecz tym razem pogrążyłam się w słodkiej nieświadomości aż nazbyt głęboko, co skończyło się chrapaniem na całą salę. Podobno osoby siedzące z tyłu przysuwały się do przodu, żeby się upewnić, kto jest takim przegrywem. W końcu zostałam obudzona, ponieważ gdybym dalej kontynuowała wydawanie owych odgłosów, zakłóciłoby to porządek lekcji.
Jak mój kot chrapie, to wszyscy uważają, że to urocze, a ze mnie się nabijają. Gdzie popełniłam błąd?

sobota, 7 kwietnia 2018

Jak mieszkać z kotem i (nie)zwariować czyli "Kot w stanie czystym" Terry'ego Pratchett'a

Pewnie, skoro czytacie tego bloga, posiadacie w swoich domach nieznośnego kociego lokatora, bądź mieliście z takim styczność u znajomych, czy też krewnych, ewentualnie sąsiadów. Jeżeli tak, to doskonale zdajecie sobie sprawę z tego, jak bardzo skomplikowane i równie proste są te istoty. Zastanawialiście się czasem, jak to się stało, że w naszych domostwach zagościło to zwierzę? W końcu w przeciwieństwie do psa, który został udomowiony w konkretnym celu, kot do niczego pożytecznego się nie nadaje. Wręcz przeciwnie, jeśli miałabym znaleźć antonimy do słowa "kot" to zdecydowanie pierwszy wyraz, jaki przyszedłby mi do głowy to "użyteczny".
 "Kot w stanie czystym" z charakterystycznym dla Pratchett'a poczuciem humoru objaśni wam parę spraw związanych z tymi egoistycznymi sierściuchami, aby zaraz potem jeszcze bardziej wam wszystko zamotać, wyciągając was w podróż po czasie i przestrzeni. Zdecydowanie nie jest to książka, która przedstawia naszych uszatych (nie)przyjaciół w tradycyjny sposób i to właśnie jest w niej takie wyjątkowe i sprawia, że trudno się od niej oderwać (ale spokojnie, na całe szczęście jest ona na tyle krótka, iż bezpowrotne wciągnięcie i zaniedbanie przyziemnych spraw jest mało prawdopodobne).
Kolejnym plusem owej książeczki są karykaturalne rysunki Gray Jolliffe, które w wesoły sposób uzupełniają lekturę, świetnie oddając przy tym jej klimat.
 Podsumowując, oceniam ten pełen humoru twór na 7 w znanej wszystkim skali dziesiątkowej. Mogę wam zapewnić, że jest on wstanie wspaniale umilić wam wolny wieczór, bądź popołudnie (oczywiście jeżeli chcecie sięgnąć po niego w nocy bądź z rana, także nie widzę przeciwwskazań).
Szczególnie rozbawił mnie rozdział o kocich zabawach i wysnułam teorię, iż miastowe koty grają w swoją własną wersję kocich szachów, która polega na tym, aby ustawić się tak, by wszyscy domownicy cię widzieli, jednocześnie zasłaniając przy tym wszystkie inne obiekty ich zainteresowania.


piątek, 6 kwietnia 2018

Kocie opowiastki #1 O tym jak zostałam pomylona z własnym kotem

Znacie to uczucie, kiedy rodzice mylą was z waszym rodzeństwem? Jeżeli nie jesteście jedynakami, a wasi rodzice są na tyle normalni, aby nie nazywać ciebie i twojego brata tym samym imieniem, to na pewno wiecie jak to jest. Generalnie większość z nas szybko się do tego przyzwyczaja i później już tylko naśmiewamy się ze słabej pamięci naszych opiekunów. W skrajnych wypadkach możemy zostać pomyleni z innym członkiem familii, na przykład z własną ciotką, albo babcią co gorsza, mimo to nie sądzę, aby komuś przytrafiło się pomylić własne dziecko ze zwierzakiem domowym, a jednak...
 Owszem, takowa właśnie sytuacja zdarzyła się jak miałam nie więcej niż 12 lat. Było już późno i wszyscy domownicy chcieli iść spać. Trzeba było jeszcze tylko zamknąć balkon, na którym znajdował się mój kot, a do tego ktoś musiał wyjść i go stamtąd zabrać, lub ewentualnie zawołać, by wrócił, jeżeli wyskoczył na dwór, co było możliwe gdyż mieszkamy na pierwszym piętrze. Kiedyś zamknęliśmy Dziunię na noc i nie skończyło się to najlepiej, ale o tym kiedy indziej. W każdym razie już miałam odstąpić ten zaszczyt moim rodzicom, kiedy zostałam zawołana, a właściwie nie do końca ja, ale taki był zamysł mojej mamy. "Dziunia, sprawdź, czy Maja wyskoczyła przez balkon!" było tym, co usłyszałam i prawdę mówiąc nie byłam pewna, czy powinnam się śmiać, czy raczej zastanawiać się, czy to normalne, iż własna rodzicielka pomyliła mnie z kotem. 
 Pamiętajcie, jeżeli wasi rodzice mylą was z kotem, to wiedzcie, że coś się dzieje.

Taką pewnie miała by minę, gdyby dowiedziała się, że pomylono ją z człowiekiem
 
Ale na szczęście o niczym nie wie i może dalej spokojnie wygrzewać się na balkonie

Kot i jego człowiek (czyli ja)

Cześć, tak szczerze to nie jestem do końca pewna, co powinnam tutaj napisać, ale jakiś post wprowadzający musi być, a więc...
 Jestem introwertyczką, która całe dnie spędza albo na oglądaniu seriali, anime itp, albo czyta książkę. Mam kota o imieniu Dziunia, a biorąc pod uwagę fakt, iż jej sierść jest w lepszym stanie niż moje włosy (o co wcale nie trudno) wydaje mi się, że nazwa do niej pasuje, mimo iż na tej podstawie do każdego innego domowego kota by ona pasowała, ale w tej chwili to nie istotne. Teraz trochę o mnie i o tym, co planuję wstawiać na tego bloga. Przede wszystkim postaram wstawiać jak największą ilość historii, które idealnie nadają się na dni, kiedy jedyne na co ma się ochotę, to zakopanie pod kołdrą całej swojej egzystencji (w moim przypadku zdarza się to niemal codziennie). Będę dzielić się także moją opinią na temat książek, seriali, mang czy innych tym podobnych rzeczy, które na takie właśnie dni świetnie się nadają. 
 Swoją drogą świadomość, że aktualnie nikt oprócz mnie nie widział tego bloga i długo się to pewnie nie zmieni, jest odrobinę przytłaczająca.